wtorek, 20 stycznia 2015

Ulubieńcy roku 2014

Moi drodzy – jak minął Wam Sylwester i pierwsze dni nowego roku? Mi cudownie!
Nie skłamię mówiąc, że z niecierpliwością czekałam na koniec 2014 roku. Nie mogłam się doczekać, kiedy zacznie się rok 2015. Poprzedni rok mogę szczerze nazwać najgorszym w moim życiu, ale czuję, że 2015 wynagrodzi mi wszystko z nawiązką! Zresztą, już zaczął. Nie minął jeszcze miesiąc, a mnie udało się zmienić pracę na jeszcze lepszą. Nie jest to co prawda praca związana z biologią ani chemią, ale na to daję sobie jeszcze kilka lat, aż skończę studia. Do tego dostałam się na kurs sponsorowany przez Unię Europejską. Trwa on pół roku, kończy się certyfikatem. Ruszyły także prace przygotowujące konferencję – moje osobiste dziecko. Ale o tym, jak będzie zbliżał się termin. Trwają także przygotowania do mojego ślubu, więc spodziewajcie się nowej serii artykułów o przygotowaniach ślubnych!

Wracając jednak do roku 2014, chciałabym go oficjalnie podsumować. Oficjalnie był to najgorszy rok mojego życia. Przyniósł on dużo bólu, strat i zatrzymania rozwoju. Mimo to, było kilka rzeczy, które pomagały mi go umilić i chciałabym się nimi z Wami podzielić.



1. Torba Newfeel






Naprawdę nie wiem, jak mogłam żyć bez tej torby! Od lat poszukiwałam torebki/torby, która byłaby:
  1. mega pojemna -w związku z dwoma kierunkami, pracą, udzielaniem się w 3 kołach naukowych i organizowaniu konferencji, nie ma mnie w domu przez ponad 12 godzin, co oznacza, że moja torba musi zmieścić – dosłownie! - cały dom.
  2. funkcjonalna – przez funkcjonalność rozumiem kilka przegródek, długi pasek na ramię, wodoodporność, łatwość w praniu i mimo swojej pojemności – wielkość, która nie będzie przypominała torby podróżnej!
  3. Wygodna – ale co to znaczy? Długi czas zastanawiałam się nad plecakiem, ale uznałam, że może to nie być najlepsze rozwiązanie, bo plecak nie pasuje mi do wszystkiego.
  4. Ładna – umówmy się, nikt z nas nie chce nosić       rzeczy, które są po prostu brzydkie, choćby były     niesamowicie funkcjonalne.


I z ręką na sercu mogę Wam powiedzieć, że zalazłam! Torba jest mega pojemna – mieści wszystko czego potrzebuję, czyli segregator z notatkami z uczelni, tablet, papiery biurowe, jedzenie (zawsze zabieram ze sobą kilka porcji jedzenia do pracy i na uczelnię, ale o tym mam dla Was przygotowany osobny post, który ukarze się niebawem!), bidon z wodą, a często rzeczy na basen (o tym, co noszę w torebce także niedługo pojawi się post!). Kiedy po jej zakupie czytałam jej 'specyfikację techniczną' nie wierzyłam, że może mieścić 20 litrów. Teraz, po pół roku noszenia, wierzę. 
Dodatkowo torba jest nieprzemakalna i lekka, co przy noszeniu takiej ilości rzeczy też było dla mnie mega istotne. Ma sporo przegródek – 4 duże przegródki na zamek + małą przegródkę na klucze/bilet i przegrodę boczną na bidon/butelkę. Jedna z przegród jest przystosowana do noszenia laptopa. Mega przypadł mi do gustu fakt, że mogę ją nosić jako plecak, 
co odciąża mój i tak już krzywy kręgosłup.
Co do estetyki – torba pasuje do zestawów w stylu smart casual, a teraz zimą pasuje nawet do tych bardziej eleganckich spodni. Trochę się zastanawiam jak będzie wyglądała gdy będzie cieplej, do eleganckich zestawów, bo w mojej pracy panuje dress code, ale martwić się o to będę wiosną. Chociaż wydaje mi się, że będzie prezentowała się tak dobrze jak każda torba na laptopa.

W każdym razie, w mojej skali – 10/10 punktów!












2. Buty górskie

To kolejna rzecz, bez której autentycznie nie mogę żyć. Latami zapierałam się, gdy G. proponował mi takie buty – bo brzydkie, bo nie pasują mi do sukienek, bo rzadko jeździmy w góry i nie potrzebuję takich butów itp. Aż w końcu G. okazał się sprytniejszy niż myślałam. Mianowicie? Zabrał mnie do Decathlonu na kilka dni przed wyjazdem w góry i powiedział, że potrzebuję butów. I takowe dostałam w prezencie urodzinowym. Kiedy pierwszy raz je ubrałam, byłam kupiona i nie chciałam ich zdjąć! A trzeba przyznać, że do tamtej pory uważałam szpilki za naturalne przedłużenie swojej stopy. Jak dla mnie nie ma wygodniejszych, cieplejszych i bardziej nieprzemakalnych butów niż te. Buty dodają +20 do komfortu chodzenia – na boso chodzi mi się mniej komfortowo niż w tych butach. Plus fakt, że nie wywracam się co 3 minuty jak tylko spadnie śnieg lub zrobi się mroźno, a wcześniej zaliczałam co najmniej 4 takie upadki dziennie.





3. Tablet Samsung Galaxy Tab 3

Dla mnie tablet to rewolucja. Zawsze, kiedy chciałam się uczyć w międzyczasie musiałam dźwigać ze sobą laptopa lub drukować wszystkie prezentacje przesłane przez kolegów i wykładowców. Do tego jeśli chciałam czytać w autobusie, drodze do rodzinnego miasta lub w czasie przerw musiałam mieć ze sobą papierową wersję książki. A jeśli była w wersji pdf. to miałam do wyboru 2 opcje – albo czytać tylko w domu albo ją wydrukować. Dzięki tabletowi nie marnuję czasu w autobusach czy w przerwach, czytam więcej książek, mogę spokojnie się uczyć bez zbędnego zużywania kartek i tuszu. Poza tym kiedy wyjeżdżam na kilka dni nie muszę zabierać ze sobą laptopa. Mam więcej miejsca w torebce i kilka kilo mniej do noszenia. Spokojnie mogę oglądać na nim filmy, przeglądać strony internetowe i robić notatki, choć przyznaję, że pisanie na tablecie nie należy do najwygodniejszych. Ale się da. W dodatku zamiast zabierać ze sobą kilka książek w dłuższą podróż zabieram jeden sprzęt, który ma w sobie ogromną ilość książek, a że ma on tylko 7 cali, bo na taką wersję się zdecydowałam, jest nieco mniejszy i dużo lżejszy niż przeciętna książka, co nie zmniejsza wygody czytania.




4. Telefon Samsung Grand Neo

Uwielbiam swój telefon od kiedy tylko go zakupiłam w kwietniu tego roku. Ma duży ekran o przekątnej 5,01 cala i długi czas mocy baterii. Producent zapewnia, że do 10 godzin odtwartrzania. Biorąc pod uwagę moją częstotliwość używania telefonu, a wierzcie mi, nie daję mu forów, to faktycznie bateria jest wytrzymała. Po ładowaniu bateria spokojnie trzyma cały dzień, a muszę Wam powiedzieć, że w ciągu dnia z telefonu korzystam praktycznie non-stop. W drodze do pracy i z pracy często słucham muzyki (w jedną stronę jadę ~50 minut), do tego kilka razy w ciągu dnia sprawdzam maila, Facebooka i instagram. Przez cały dzień mam włączone WiFi lub internet w ramach abonamentu, GPS i bardzo jasny ekran. Dzwonię sporo, do mnie dzwonią jeszcze więcej. Często też robię zdjęcia, więc mój Neo ma codziennie sporo pracy. W kwestii zdjęć – robi je bardzo dobre, ma aparat 5MP. Jedyny minus jest taki, że przedni aparat nie jest zbyt dobry, ale nie należę do ogromnych zwolenników robienia sobie selfie. Mimo, że jest duży jest bardzo poręczny, bo jest cieniutki. Przyznam się Wam szczerze, że jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żebym miała telefon praktycznie rok i nie narzekała na niego! Jest cudowny!






5. Podkład Wake me up!


W ciągu ostatnich miesięcy nie spałam zbyt dużo. Nie spałam też zbyt dobrze. A ten podkład
sprawiał, że moja skóra wyglądała na wypoczętą. Nałożony cieniutką warstwą dobrze ukrywał przebarwienia i rozświetlał skórę. Muszę zaznaczyć, że nie mam problematycznej cery, więc nie mam zbyt dużo rzeczy do schowania. Mam jednak lekkie przebarwienia, które chcę wyrównać. Nie wysusza mojej już i tak mega suchej skóry i nie podkreśla suchych skórek. Jest idealny!




A co było Waszymi ulubieńcami? Polecicie coś?





Zdjęcia pochodzą ze strony Decathlon, Samsung oraz Rimmellondon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz