Moi drodzy – jak minął Wam
Sylwester i pierwsze dni nowego roku? Mi cudownie!
Nie skłamię mówiąc, że z
niecierpliwością czekałam na koniec 2014 roku. Nie mogłam się
doczekać, kiedy zacznie się rok 2015. Poprzedni rok mogę szczerze
nazwać najgorszym w moim życiu, ale czuję, że 2015 wynagrodzi mi
wszystko z nawiązką! Zresztą, już zaczął. Nie minął jeszcze
miesiąc, a mnie udało się zmienić pracę na jeszcze lepszą. Nie
jest to co prawda praca związana z biologią ani chemią, ale na to
daję sobie jeszcze kilka lat, aż skończę studia. Do tego dostałam
się na kurs sponsorowany przez Unię Europejską. Trwa on pół
roku, kończy się certyfikatem. Ruszyły także prace przygotowujące
konferencję – moje osobiste dziecko. Ale o tym, jak będzie
zbliżał się termin. Trwają także przygotowania do mojego ślubu,
więc spodziewajcie się nowej serii artykułów o przygotowaniach
ślubnych!
Wracając jednak do roku 2014,
chciałabym go oficjalnie podsumować. Oficjalnie był to najgorszy
rok mojego życia. Przyniósł on dużo bólu, strat i zatrzymania
rozwoju. Mimo to, było kilka rzeczy, które pomagały mi go umilić
i chciałabym się nimi z Wami podzielić.
1. Torba Newfeel
- mega pojemna -w związku z dwoma kierunkami, pracą, udzielaniem się w 3 kołach naukowych i organizowaniu konferencji, nie ma mnie w domu przez ponad 12 godzin, co oznacza, że moja torba musi zmieścić – dosłownie! - cały dom.
- funkcjonalna – przez funkcjonalność rozumiem kilka przegródek, długi pasek na ramię, wodoodporność, łatwość w praniu i mimo swojej pojemności – wielkość, która nie będzie przypominała torby podróżnej!
- Wygodna – ale co to znaczy? Długi czas zastanawiałam się nad plecakiem, ale uznałam, że może to nie być najlepsze rozwiązanie, bo plecak nie pasuje mi do wszystkiego.
Ładna – umówmy się, nikt z nas nie chce nosić rzeczy, które są po prostu brzydkie, choćby były niesamowicie funkcjonalne.
I z ręką na sercu mogę Wam
powiedzieć, że zalazłam! Torba jest mega pojemna – mieści
wszystko czego potrzebuję, czyli segregator z notatkami z uczelni,
tablet, papiery biurowe, jedzenie (zawsze zabieram ze sobą kilka
porcji jedzenia do pracy i na uczelnię, ale o tym mam dla Was
przygotowany osobny post, który ukarze się niebawem!), bidon z
wodą, a często rzeczy na basen (o tym, co noszę w torebce także niedługo pojawi się post!). Kiedy po jej zakupie czytałam jej
'specyfikację techniczną' nie wierzyłam, że może mieścić 20
litrów. Teraz, po pół roku noszenia, wierzę.
Dodatkowo torba jest
nieprzemakalna i lekka, co przy noszeniu takiej ilości rzeczy też
było dla mnie mega istotne. Ma sporo przegródek – 4 duże
przegródki na zamek + małą przegródkę na klucze/bilet i
przegrodę boczną na bidon/butelkę. Jedna z przegród jest
przystosowana do noszenia laptopa. Mega przypadł mi do gustu fakt,
że mogę ją nosić jako plecak,
co odciąża mój i tak już krzywy
kręgosłup.
Co do estetyki – torba pasuje do
zestawów w stylu smart casual, a teraz zimą pasuje nawet do tych
bardziej eleganckich spodni. Trochę się zastanawiam jak będzie
wyglądała gdy będzie cieplej, do eleganckich zestawów, bo w
mojej pracy panuje dress code, ale martwić się o to będę wiosną.
Chociaż wydaje mi się, że będzie prezentowała się tak dobrze
jak każda torba na laptopa.
W każdym razie, w mojej skali –
10/10 punktów!
2. Buty górskie
To kolejna rzecz, bez której
autentycznie nie mogę żyć. Latami zapierałam się, gdy G.
proponował mi takie buty – bo brzydkie, bo nie pasują mi do
sukienek, bo rzadko jeździmy w góry i nie potrzebuję takich butów
itp. Aż w końcu G. okazał się sprytniejszy niż myślałam.
Mianowicie? Zabrał mnie do Decathlonu na kilka dni przed wyjazdem w
góry i powiedział, że potrzebuję butów. I takowe dostałam w
prezencie urodzinowym. Kiedy pierwszy raz je ubrałam, byłam kupiona
i nie chciałam ich zdjąć! A trzeba przyznać, że do tamtej pory
uważałam szpilki za naturalne przedłużenie swojej stopy. Jak dla
mnie nie ma wygodniejszych, cieplejszych i bardziej nieprzemakalnych
butów niż te. Buty dodają +20 do komfortu chodzenia – na boso
chodzi mi się mniej komfortowo niż w tych butach. Plus fakt, że
nie wywracam się co 3 minuty jak tylko spadnie śnieg lub zrobi się
mroźno, a wcześniej zaliczałam co najmniej 4 takie upadki
dziennie.
3. Tablet Samsung Galaxy Tab 3
Dla mnie tablet to rewolucja. Zawsze,
kiedy chciałam się uczyć w międzyczasie musiałam dźwigać ze
sobą laptopa lub drukować wszystkie prezentacje przesłane przez
kolegów i wykładowców. Do tego jeśli chciałam czytać w
autobusie, drodze do rodzinnego miasta lub w czasie przerw musiałam
mieć ze sobą papierową wersję książki. A jeśli była w wersji
pdf. to miałam do wyboru 2 opcje – albo czytać tylko w domu albo
ją wydrukować. Dzięki tabletowi nie marnuję czasu w autobusach
czy w przerwach, czytam więcej książek, mogę spokojnie się uczyć
bez zbędnego zużywania kartek i tuszu. Poza tym kiedy wyjeżdżam
na kilka dni nie muszę zabierać ze sobą laptopa. Mam więcej
miejsca w torebce i kilka kilo mniej do noszenia. Spokojnie mogę
oglądać na nim filmy, przeglądać strony internetowe i robić
notatki, choć przyznaję, że pisanie na tablecie nie należy do
najwygodniejszych. Ale się da. W dodatku zamiast zabierać ze sobą
kilka książek w dłuższą podróż zabieram jeden sprzęt, który
ma w sobie ogromną ilość książek, a że ma on tylko 7 cali, bo
na taką wersję się zdecydowałam, jest nieco mniejszy i dużo
lżejszy niż przeciętna książka, co nie zmniejsza wygody
czytania.
4. Telefon Samsung Grand Neo
Uwielbiam swój telefon od kiedy tylko
go zakupiłam w kwietniu tego roku. Ma duży ekran o przekątnej 5,01
cala i długi czas mocy baterii. Producent zapewnia, że do 10 godzin
odtwartrzania. Biorąc pod uwagę moją częstotliwość używania
telefonu, a wierzcie mi, nie daję mu forów, to faktycznie bateria
jest wytrzymała. Po ładowaniu bateria spokojnie trzyma cały dzień,
a muszę Wam powiedzieć, że w ciągu dnia z telefonu korzystam
praktycznie non-stop. W drodze do pracy i z pracy często słucham
muzyki (w jedną stronę jadę ~50 minut), do tego kilka razy w ciągu
dnia sprawdzam maila, Facebooka i instagram. Przez cały dzień mam
włączone WiFi lub internet w ramach abonamentu, GPS i bardzo jasny
ekran. Dzwonię sporo, do mnie dzwonią jeszcze więcej. Często też
robię zdjęcia, więc mój Neo ma codziennie sporo pracy. W kwestii
zdjęć – robi je bardzo dobre, ma aparat 5MP. Jedyny minus jest
taki, że przedni aparat nie jest zbyt dobry, ale nie należę do
ogromnych zwolenników robienia sobie selfie. Mimo, że jest duży
jest bardzo poręczny, bo jest cieniutki. Przyznam się Wam szczerze,
że jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żebym miała telefon
praktycznie rok i nie narzekała na niego! Jest cudowny!
5. Podkład Wake me up!
W ciągu ostatnich miesięcy nie spałam
zbyt dużo. Nie spałam też zbyt dobrze. A ten podkład
sprawiał,
że moja skóra wyglądała na wypoczętą. Nałożony cieniutką
warstwą dobrze ukrywał przebarwienia i rozświetlał skórę. Muszę
zaznaczyć, że nie mam problematycznej cery, więc nie mam zbyt dużo
rzeczy do schowania. Mam jednak lekkie przebarwienia, które chcę
wyrównać. Nie wysusza mojej już i tak mega suchej skóry i nie
podkreśla suchych skórek. Jest idealny!A co było Waszymi ulubieńcami? Polecicie coś?
Zdjęcia pochodzą ze strony Decathlon, Samsung oraz Rimmellondon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz