wtorek, 20 stycznia 2015

Ulubieńcy roku 2014

Moi drodzy – jak minął Wam Sylwester i pierwsze dni nowego roku? Mi cudownie!
Nie skłamię mówiąc, że z niecierpliwością czekałam na koniec 2014 roku. Nie mogłam się doczekać, kiedy zacznie się rok 2015. Poprzedni rok mogę szczerze nazwać najgorszym w moim życiu, ale czuję, że 2015 wynagrodzi mi wszystko z nawiązką! Zresztą, już zaczął. Nie minął jeszcze miesiąc, a mnie udało się zmienić pracę na jeszcze lepszą. Nie jest to co prawda praca związana z biologią ani chemią, ale na to daję sobie jeszcze kilka lat, aż skończę studia. Do tego dostałam się na kurs sponsorowany przez Unię Europejską. Trwa on pół roku, kończy się certyfikatem. Ruszyły także prace przygotowujące konferencję – moje osobiste dziecko. Ale o tym, jak będzie zbliżał się termin. Trwają także przygotowania do mojego ślubu, więc spodziewajcie się nowej serii artykułów o przygotowaniach ślubnych!

Wracając jednak do roku 2014, chciałabym go oficjalnie podsumować. Oficjalnie był to najgorszy rok mojego życia. Przyniósł on dużo bólu, strat i zatrzymania rozwoju. Mimo to, było kilka rzeczy, które pomagały mi go umilić i chciałabym się nimi z Wami podzielić.



1. Torba Newfeel






Naprawdę nie wiem, jak mogłam żyć bez tej torby! Od lat poszukiwałam torebki/torby, która byłaby:
  1. mega pojemna -w związku z dwoma kierunkami, pracą, udzielaniem się w 3 kołach naukowych i organizowaniu konferencji, nie ma mnie w domu przez ponad 12 godzin, co oznacza, że moja torba musi zmieścić – dosłownie! - cały dom.
  2. funkcjonalna – przez funkcjonalność rozumiem kilka przegródek, długi pasek na ramię, wodoodporność, łatwość w praniu i mimo swojej pojemności – wielkość, która nie będzie przypominała torby podróżnej!
  3. Wygodna – ale co to znaczy? Długi czas zastanawiałam się nad plecakiem, ale uznałam, że może to nie być najlepsze rozwiązanie, bo plecak nie pasuje mi do wszystkiego.
  4. Ładna – umówmy się, nikt z nas nie chce nosić       rzeczy, które są po prostu brzydkie, choćby były     niesamowicie funkcjonalne.


I z ręką na sercu mogę Wam powiedzieć, że zalazłam! Torba jest mega pojemna – mieści wszystko czego potrzebuję, czyli segregator z notatkami z uczelni, tablet, papiery biurowe, jedzenie (zawsze zabieram ze sobą kilka porcji jedzenia do pracy i na uczelnię, ale o tym mam dla Was przygotowany osobny post, który ukarze się niebawem!), bidon z wodą, a często rzeczy na basen (o tym, co noszę w torebce także niedługo pojawi się post!). Kiedy po jej zakupie czytałam jej 'specyfikację techniczną' nie wierzyłam, że może mieścić 20 litrów. Teraz, po pół roku noszenia, wierzę. 
Dodatkowo torba jest nieprzemakalna i lekka, co przy noszeniu takiej ilości rzeczy też było dla mnie mega istotne. Ma sporo przegródek – 4 duże przegródki na zamek + małą przegródkę na klucze/bilet i przegrodę boczną na bidon/butelkę. Jedna z przegród jest przystosowana do noszenia laptopa. Mega przypadł mi do gustu fakt, że mogę ją nosić jako plecak, 
co odciąża mój i tak już krzywy kręgosłup.
Co do estetyki – torba pasuje do zestawów w stylu smart casual, a teraz zimą pasuje nawet do tych bardziej eleganckich spodni. Trochę się zastanawiam jak będzie wyglądała gdy będzie cieplej, do eleganckich zestawów, bo w mojej pracy panuje dress code, ale martwić się o to będę wiosną. Chociaż wydaje mi się, że będzie prezentowała się tak dobrze jak każda torba na laptopa.

W każdym razie, w mojej skali – 10/10 punktów!












2. Buty górskie

To kolejna rzecz, bez której autentycznie nie mogę żyć. Latami zapierałam się, gdy G. proponował mi takie buty – bo brzydkie, bo nie pasują mi do sukienek, bo rzadko jeździmy w góry i nie potrzebuję takich butów itp. Aż w końcu G. okazał się sprytniejszy niż myślałam. Mianowicie? Zabrał mnie do Decathlonu na kilka dni przed wyjazdem w góry i powiedział, że potrzebuję butów. I takowe dostałam w prezencie urodzinowym. Kiedy pierwszy raz je ubrałam, byłam kupiona i nie chciałam ich zdjąć! A trzeba przyznać, że do tamtej pory uważałam szpilki za naturalne przedłużenie swojej stopy. Jak dla mnie nie ma wygodniejszych, cieplejszych i bardziej nieprzemakalnych butów niż te. Buty dodają +20 do komfortu chodzenia – na boso chodzi mi się mniej komfortowo niż w tych butach. Plus fakt, że nie wywracam się co 3 minuty jak tylko spadnie śnieg lub zrobi się mroźno, a wcześniej zaliczałam co najmniej 4 takie upadki dziennie.





3. Tablet Samsung Galaxy Tab 3

Dla mnie tablet to rewolucja. Zawsze, kiedy chciałam się uczyć w międzyczasie musiałam dźwigać ze sobą laptopa lub drukować wszystkie prezentacje przesłane przez kolegów i wykładowców. Do tego jeśli chciałam czytać w autobusie, drodze do rodzinnego miasta lub w czasie przerw musiałam mieć ze sobą papierową wersję książki. A jeśli była w wersji pdf. to miałam do wyboru 2 opcje – albo czytać tylko w domu albo ją wydrukować. Dzięki tabletowi nie marnuję czasu w autobusach czy w przerwach, czytam więcej książek, mogę spokojnie się uczyć bez zbędnego zużywania kartek i tuszu. Poza tym kiedy wyjeżdżam na kilka dni nie muszę zabierać ze sobą laptopa. Mam więcej miejsca w torebce i kilka kilo mniej do noszenia. Spokojnie mogę oglądać na nim filmy, przeglądać strony internetowe i robić notatki, choć przyznaję, że pisanie na tablecie nie należy do najwygodniejszych. Ale się da. W dodatku zamiast zabierać ze sobą kilka książek w dłuższą podróż zabieram jeden sprzęt, który ma w sobie ogromną ilość książek, a że ma on tylko 7 cali, bo na taką wersję się zdecydowałam, jest nieco mniejszy i dużo lżejszy niż przeciętna książka, co nie zmniejsza wygody czytania.




4. Telefon Samsung Grand Neo

Uwielbiam swój telefon od kiedy tylko go zakupiłam w kwietniu tego roku. Ma duży ekran o przekątnej 5,01 cala i długi czas mocy baterii. Producent zapewnia, że do 10 godzin odtwartrzania. Biorąc pod uwagę moją częstotliwość używania telefonu, a wierzcie mi, nie daję mu forów, to faktycznie bateria jest wytrzymała. Po ładowaniu bateria spokojnie trzyma cały dzień, a muszę Wam powiedzieć, że w ciągu dnia z telefonu korzystam praktycznie non-stop. W drodze do pracy i z pracy często słucham muzyki (w jedną stronę jadę ~50 minut), do tego kilka razy w ciągu dnia sprawdzam maila, Facebooka i instagram. Przez cały dzień mam włączone WiFi lub internet w ramach abonamentu, GPS i bardzo jasny ekran. Dzwonię sporo, do mnie dzwonią jeszcze więcej. Często też robię zdjęcia, więc mój Neo ma codziennie sporo pracy. W kwestii zdjęć – robi je bardzo dobre, ma aparat 5MP. Jedyny minus jest taki, że przedni aparat nie jest zbyt dobry, ale nie należę do ogromnych zwolenników robienia sobie selfie. Mimo, że jest duży jest bardzo poręczny, bo jest cieniutki. Przyznam się Wam szczerze, że jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żebym miała telefon praktycznie rok i nie narzekała na niego! Jest cudowny!






5. Podkład Wake me up!


W ciągu ostatnich miesięcy nie spałam zbyt dużo. Nie spałam też zbyt dobrze. A ten podkład
sprawiał, że moja skóra wyglądała na wypoczętą. Nałożony cieniutką warstwą dobrze ukrywał przebarwienia i rozświetlał skórę. Muszę zaznaczyć, że nie mam problematycznej cery, więc nie mam zbyt dużo rzeczy do schowania. Mam jednak lekkie przebarwienia, które chcę wyrównać. Nie wysusza mojej już i tak mega suchej skóry i nie podkreśla suchych skórek. Jest idealny!




A co było Waszymi ulubieńcami? Polecicie coś?





Zdjęcia pochodzą ze strony Decathlon, Samsung oraz Rimmellondon.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Lubię poniedziałki!

Witam ponownie w serii Lubię poniedziałki! Poprzedni tydzień był tak intensywny, że praktycznie nie miałam czasu na przeglądanie ciekawych stron. Dlatego dzisiaj tylko 3 artykuły, mam nadzieję, że zainspirują Was tak mocno jak mnie!


10 tekstów, które usłyszysz młodo wychodząc za mąż! Numer 10 to mój faworyt. Ja jeszcze za mąż nie wyszłam, ale już słyszę tego typu hasła, kiedy mówię, że w sierpniu biorę ślub. Zazwyczaj pada pytanie: "A co, w ciąży jesteś?". Super. Bo żeby brać ślub koniecznie trzeba być w ciąży :)


Kolejny świetny artykuł z bloga jestrudo. Prawdą jest, że mamy sporo kompleksów i często nie widzimy jak dobrze wyglądamy :) Czasami jednak zastanawiam się ile w tym wyuczonej regułki, bo źle być pewnym siebie i na stwierdzenie: "Świetnie wyglądasz!" odpowiedzieć "Dzięki, wiem!".
Dziewczyny, chłopaki! Bądźcie pewni siebie! Nikt nie mówi Wam, że macie świetną koszulę czy fajna fryzurę jeśli myśli inaczej!


Jak oszczędzić pieniądze? Na tej stronie znajdziecie co najmniej kilka super porad! Ja w życie wprowadziłam między innymi punkt 3,5,10, 11,14!



środa, 19 listopada 2014

Zorganizowana środa - jak jeść zdrowo mimo intensywnego trybu życia?

Każda z nas, która pracuje wie, jak trudno jest codziennie przygotowywać sobie jedzenie do pracy. I nie mam tu na myśli byle jakiej kanapki z białego pieczywa, którą smarujemy musztardą i dokładamy szynkę. I nie żebym miała coś przeciw kanapkom z musztardą – wręcz przeciwnie – uwielbiam je! Jednak drugie śniadanie czy też lunch, który zabieramy ze sobą musi być pełnowartościowym posiłkiem, który nasyci nas na długo. Każda z nas wie, że by posiłek był sycący i pełnowartościowy, musi zawierać białko, tłuszcze i węglowodany. Tak, bardzo lubimy węglowodany. Jednak batonik nie jest dobrym pomysłem na drugie śniadanie, bo o ile cukry szybko sprawią, że nie będziemy czuć głodu, to równie szybko zostaną strawione i znów będziemy głodni.
Każda z nas z zazdrością patrzy na koleżanki z pracy czy uczelni, które z torebki wyciągają pojemnik z samodzielnie przygotowaną sałatką, składającą się między innymi z piersi kurczaka, pestek, kiełków i szpinaku. A kiedy widzimy, że oprócz tego na deser ma jeszcze owoce i orzechy albo – jeszcze gorzej – kawałek ciasta - zastanawiamy się jak ona to robi. Zna jakieś tajemne sztuczki, które znają wszystkie inne kobiety na świecie poza Tobą? A może mieszka z rodzicami i mama codziennie przygotowuje dla niej drugie śniadanie? Albo kupuje w sklepie pod domem gotowe sałatki i ciasto a potem przekłada do lunchboxów żeby wyglądało jakby zrobiła je sama? Ostatecznie z zazdrością myślisz 'Pewnie nie ma nic do roboty w domu... Po pracy/powrocie z uczelni ma czas tylko dla siebie i na swoje przyjemności. Gdybym ja nie musiała prowadzić domu/studiować/nie miała dzieci/mogła pozwolić sobie na panią do sprzątania też bym mogła codziennie robić sobie śniadania...' Po czym po bliższym poznaniu okazuje się, że dziewczyna ma dokładnie tyle samo do zrobienia co Ty, ale mimo to znajduje czas na to by przygotować sobie lunch do pracy.
Nie no, pewnie Wy tak nie myślicie, to tylko we mnie drzemie taka zołza :)

Ale serio – od dłuższego czasu sama przygotowuję sobie posiłki do pracy i na uczelnię. Po pierwsze dla tego, że jest taniej. Po drugie dlatego, że jest zdrowiej. Po trzecie dlatego, że nie chcę uzależniać swojego 'zjeść albo nie zjeść' od tego, czy akurat znajdę sklep, w którym mogę płacić kartą/bufet będzie otwarty/w ofercie znajdę coś co będzie mi smakowało albo na co mam ochotę.

Kiedy nie ma mnie w domu 10 a czasami nawet ponad 12 godzin (praca, studia, koła naukowe, zakupy, przyjaciele, siłownia – nie koniecznie w tej kolejności) nie chcę zastanawiać się czy będę w stanie zdobyć jedzenie wcześniej niż godzinę przed powrotem do domu. A zdarzały się takie sytuacje, np. gdy akurat w sklepie była awaria terminala/inwentaryzacja czy sklep był zamknięty z nikomu nie znanych przyczyn albo po prostu danego dnia miałam zajęcia na uczelni w takim miejscu gdzie sklepiki zamykają się o 16 a w budynku nie ma stołówki. Tak istnieją takie miejsca. Poza tym, kiedy uświadomiłam sobie ile miesięcznie wydaję na jedzenie na mieście tylko dlatego, że jestem leniwa, mocno się na siebie wściekłam. I ostatecznie jestem w stanie powiedzieć, że przygotowywanie sobie jedzenia wcale nie jest niemożliwe a technika posiadania na to czasu nie jest znana tylko przybyszom z innej planety.

W roku akademickim zazwyczaj wychodzę z domu między 6 a 8 rano i wracam między 19 a 22. To oznacza, że średnio nie ma mnie w domu około 12-14 godzin. Jako że śniadanie jem zawsze przed wyjściem a obiadokolację zawsze jadam po powrocie, nawet jeśli jest 22.30, to 4 posiłki muszę zjeść poza domem (drugie śniadanie, obiad, przekąskę i kolację). Gdzie to wszystko zmieścić? Noszę naprawdę pakowne torebki. A kiedy to przygotować i jak nie stracić na to kilku godzin? I tu tkwi klucz – przygotowuję jedzenie dzień wcześniej. Wieczorem, po powrocie z pracy/uczelni szykuję wszystko na kolejny dzień i zostawiam w lodówce. Zazwyczaj na śniadanie robię sobie shake z owoców sezonowych, a jeśli jest zima jem jogurt naturalny z własnoręcznie zrobioną granolą, miodem i owocami. Jeśli zdarza się, że mam totalnie zawalony tydzień (zazwyczaj jeśli wychodzę wcześnie to wcześniej wracam, ale kiedy okazuje się, że mam nadgodziny, a terminy na uczelni gonią, to nie ma mnie w domu po 14h przez 2 tygodnie) to ratuję się po prostu maślanką i owocami. I tak zdrowiej niż drożdżówka. Zazwyczaj do śniadania mam ze sobą jeszcze sok jednodniowy. Przekąska to zazwyczaj orzechy lub owoc. Czas przygotowania: od 5 do 20 minut.
Dwa kolejne posiłki to zazwyczaj jeden większy pojemnik z sałatką, w której jest sporo kiełków, ziaren, mięso i ser. Przygotowanie takiej sałatki zajmuje od 10 do 20 minut. Jeśli ma więcej czasu (ok. 40 minut) to robię pieczone warzywa albo ryż z warzywami na parze. Łącznie czas przygotowania jedzenia to mniej niż godzina. Z czasem doszłam do takiej wprawy, że zamykam się w niecałe pół godziny. Jedyny minus jest taki, że trzeba wcześniej przemyśleć co zrobić następnego dnia i wiedzieć, co należy jeszcze dokupić, by o północy nie okazało się, że nie mamy połowy składników w lodówce. No i fakt, że rano torebka jest dość ciężka. Jednak satysfakcja z tego, że jem zdrowo i nie chodzę głodna w pracy jest większa niż niewielkie niedogodności jakie muszę znieść. Możecie jeszcze powiedzieć, że przecież można nie mieć czasu iść do sklepu. Ja nie chodzę. Zazwyczaj kupuję przez internet a sklep dowozi mi towar pod drzwi w porze, którą wcześniej ustalę. Ale o tym następnym razem.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Lubię poniedziałki!


 Cześć Kochani!

Lubicie poniedziałki? Jak już kiedyś pisałam - to zależy. U mnie zapowiada się bardzo intensywny, a jednocześnie bardzo rozwojowy tydzień. Niestety oznacza to niedobór snu i podkrążone oczy od samego poniedziałku. Mimo to zapraszam na serię Lubię poniedziałki! na moim blogu. Trochę na przekór najtrudniejszemu dniu tygodnia. Jeśli chcesz ze mną odczarować zły poniedziałek - zapraszam! A jeśli lubisz poniedziałki, to zapraszam tak samo mocno - po garść inspiracji i odkryć!


Co zdradza wygląd Twojego mieszkania? Ciekawy artykuł. Ciekawe co myślą o mnie moi goście, kiedy przychodzą do mnie?

Pani swojego czasu - świetny blog, uwielbiam go! Ola prowadzi blogi i szkolenia z organizacji pracy. Jest też żoną i mamą! Od Oli naprawdę mogłabym się uczyć organizacji!

Uwielbiam bloga Laury. Szczególnie polecam serię 'Tydzień oczami telefonu'. Nie wiem jak Was, ale mnie zawsze zastanawiało jak wygląda tydzień innych ludzi, poza tym to taka zawoalowana forma poznania kogoś lepiej.

Świetny post na blogu Ani! Daje do myślenia i podnosi na duchu, a w tym tygodniu niezwykle tego potrzebowałam.

I kolejny artykuł Ani, który bardzo mi się spodobał. W sumie sama mogłabym taki napisać! Aniu, mamy w tej dziedzinie identyczne poglądy! Taki dom właśnie staram się stworzyć - dbam o dom, sprzątam, piekę i prasuję z wielką chęcią, ale to nie oznacza, że zrezygnowałam z rozwoju i pracy!

sobota, 11 października 2014

Jestem!

Nie było mnie tutaj bardzo dawno. A jeśli bywałam, to bardzo nieregularnie. Będę szczera. Ciężko pisać o samorealizacji, planowaniu kariery i rozwoju, kiedy samemu stoi się w martwym punkcie.Pod koniec ubiegłego roku miałam tysiące planów i marzeń, które chciałam zrealizować. Przywitałam nowy rok zgodnie z założeniem, że będzie cudowny tak jak zabawa w sylwestrową noc. Niestety, 2014  od początku okazał się być najgorszym rokiem w moim życiu i nie skłamię ani odrobinę, jeśli powiem, że marzę by się już skończył. Doszłam już do siebie po naprawdę trudnych dla mnie miesiącach. Jestem bogatsza o pewne doświadczenie, dzięki niemu lepiej rozumiem ludzi i jestem też bardziej empatyczna. To wydarzenie sprawiło, że stałam się lepszym człowiekiem, co brzmi dość dziwnie w obliczu śmierci najbliższej osoby. Nauczyłam się już żyć na nowo i znowu ruszyłam z miejsca. Postanowiłam, że nie będę dłużej marnować czasu i czekać na lepszy moment by zrealizować pewne plany, by niektóre z marzeń doczekały się realizacji. W pewnym momencie po prostu poczułam, że brakuje mi rozwoju, że stanie w miejscu mi przeszkadza. I znów zaczęłam się rozwijać.
Najbliższy czas będzie dla mnie czasem rozwoju. Chcę zdrowo jeść, dużo czytać, oglądać dobre filmy, realizować marzenia, publikować (nie tylko na blogu, ale także naukowo!) i rozwijać się w każdym możliwym aspekcie. Najbliższy rok będzie nieco szalony - wypełniony pracą, nauką, działalnością studencką, organizacją ślubu, spotkaniami z przyjaciółmi i rozwojem w każdy możliwy sposób.
Co zrobiłam do tej pory? Zapisałam się na kurs pływania! Wiem, dziwne, że 24-latka dopiero uczy się pływać, ale jakoś do tej pory na basen było mi... hmm... nie po drodze? W każdym razie póki co po dwóch zajęciach rezultaty są niezłe - nie utopiłam się, przestałam bać się wody, która sięga mi wyżej niż do pasa, pływam (no, może to za dużo powiedziane - próbuję pływać) na plecach i oswajam się z pływaniem na brzuchu. I pomyśleć, że do tej pory myślałam, że jestem osobą, której nie da się nauczyć pływać! Spodobało mi się tak bardzo, że chętnie chodziłabym na basen żeby poćwiczyć codziennie!
W przyszłym tygodniu pierwsze spotkania kół naukowych. I wiem o jednej konferencji, na którą chciałabym pojechać, ale dopiero wiosną. Liczę, że pojawi się jakaś konferencja nieco wcześniej. Chciałabym znowu się rozwijać naukowo, tęsknię za tym. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, praca nad referatami i publikacjami naukowymi mnie... relaksuje. Tęsknię za tym uczuciem, więc publikować i wyjeżdżać postaram się jak najwięcej.
Mam kilka świetnych książek, które mam w planach przeczytać. I kilkanaście publikacji, które niesamowicie mnie interesują. I chwilowo zero czasu by się za nie zabrać.
Do zrobienia jeszcze dużo. Na nowo muszę opracować swoją poranną i wieczorną rutynę, wymyślić jak rozdzielić w tygodniu dbanie o dom, by nie marnować zbyt dużo czasu. Stworzyć plan dnia, który pozwoli mi pogodzić wszystkie obowiązki jako pracującej studentki, blogerki i Pani Domu. Bo wróciłam na stałe. Artykuły, które chcę Wam opublikować będą się pojawiały ze stałą częstotliwością. Pojawią się także nowe kategorie artykułów. Ale to wszystko już wkrótce.

wtorek, 1 lipca 2014

Lubię poniedziałki.


Czy lubię poniedziałki? Nie wiem. W zasadzie to zależy. Wiecie, zależy od poniedziałku. Kiedy wstaję o 5 rano, jest brzydka pogoda, zrobiłam już milion rzeczy, a mimo to z niczym się nie wyrabiam i wiem, że mam jeszcze sto razy tyle do zrobienia - nie lubię poniedziałków. Ale mimo to staram się je w jakiś sposób sobie umilić. Pyszna kawa, spotkanie na mieście z koleżanką, przeglądanie kotów w internetach... jest milion sposobów by poprawić sobie humor. Ja postanowiłam, że co poniedziałek będę poprawiać humor Wam i sobie wrzucając tutaj kilka inspirujących lub zabawnych linków. Możliwe, że Wam poprawi to samopoczucie, bo przeczytacie jakiś ciekawy tekst lub zobaczycie coś zabawnego, a mi, bo w ten paskudny poniedziałek kiedy nie mam na nic ochoty przypomnę sobie o kilku rzeczach, które mnie śmieszyły, poprawiały humor lub inspirowały w poprzednim tygodniu. Zapraszam!




Powiedz mi jaką pijesz kawę, a powiem Ci kim jesteś. W zasadzie przeczytałam prawdę o sobie. Jaka jestem? Powiem tyle - piję czarną kawę. Przeczytaj, a dowiesz się czegoś o mnie.

Tego bloga chciałam Wam polecić od dawna, tylko jakoś nie było ku temu okazji. Jeśli tak jak ja uwielbiacie słuchać opowieści ludzi, którzy przeżyli wojnę albo po prostu słuchać opowiadań starszych ludzi z dużą mądrością życiową to zapraszam. Panią Kikę, a właściwie Panią Irenę, 97-letnią blogerkę :) odwiedzam regularnie - na blogu oczywiście. I muszę powiedzieć, że jestem zachwycona. Wspaniałe historie, piękna polszczyzna i ciepło, które bije od Pani Ireny nawet przez ekran monitora. Ja mam ogromny sentyment do tego bloga. Może dlatego, że czuję się jakbym słuchała opowieści własnej Babci? Nie wiem. Ale polecam serdecznie!

Ostatni w tym tygodniu polecany tekst - o silnych babkach. Fakt, fajnie jest być silną babką, ale jeszcze fajniej mieć kogoś, przy kim silna babka znika i może znowu poczuć się delikatną, kruchą kobietką. Fajne to. Cieszę się, że tak mam, a Wy? Żeby nie było - nie jest to tylko post dla kobiet. Panowie - przeczytajcie, przemyślcie i sprawcie by Wasze silne babki poczuły się jak delikatne kobietki! Bo przy kim jak nie przy Was? :)


To by było na tyle w ten poniedziałkowy wieczór. Do zobaczenia za tydzień w kolejnej odsłonie serii!

PS. Post ukazał się dopiero dziś, bo wczoraj nie miałam internetu...

środa, 18 grudnia 2013

Poznajmy się. Opowiem Ci 50 faktów o mnie!

Zaczynamy!


1. Nienawidzę robić zakupów ubraniowych! Chodzenie po galeriach handlowych wśród wlokących się ludzi to nie jest to co uwielbiam. Dlatego najczęściej zakupy robię on-line.

2. Powód mojej nienawiści do chodzenia po centrach handlowych jest prawdopodobnie jeden - pracuję w centrach handlowych od kiedy zaczęłam studia.

3. Od kilku lat nie oglądam telewizji. Pewnie dlatego, że od kiedy zaczęłam studia nie mam telewizora. Swoje ulubione filmy i seriale oglądam w internecie.

4. Nie przepadam za towarzystwem kobiet. Zawsze lepiej dogadywałam się z mężczyznami i od dzieciństwa miałam więcej kolegów niż koleżanek.

5.Jestem perfekcjonistką. Wszystko musi być idealnie.

6.Mam mocny uścisk dłoni, często mocniejszy niż uścisk mężczyzny. Ktoś mi kiedyś powiedział, że to, jak podaje się rękę drugiej osobie świadczy o mnie. Nie cierpię jak ludzie podają mi tak zwaną "śniętą rybę"! Wtedy zazwyczaj ściskam ich dłoń jeszcze mocniej - żeby zabolało. Może następnym razem będą porządnie podawać dłoń na powitanie bądź pożegnanie.

7.Jestem bardzo wymagająca. Przez to mam specyficzne podejście do świata - wymagam dużo od innych, ale jeszcze więcej wymagam od siebie. Nikt nie ma u mnie taryfy ulgowej, nawet mój partner.

8. Jestem bardzo uparta i ambitna. Zawsze osiągam to, czego chcę. Zawsze też dokładnie planuję w jaki sposób to osiągnę.

9.Nie lubię słabych ludzi – irytują mnie swoim wiecznym narzekaniem i brakiem umiejętności zebrania swoich czterech liter do kupy.A jeszcze bardziej irytują mnie słabi faceci. Jeżeli jesteś niezadowolony z tego co masz to pomyśl co zrobić, żeby to zmienić. A jeśli potrzebujesz skorzystaj z pomocy psychologa bądź terapeuty - to nie powód do wstydu.

10. Pięć poprzednich faktów wiąże się prawdopodobnie z tym, że mam bardzo silny charakter. Ciężko mnie zagiąć, złamać czy doprowadzić do łez.

11. Osoby, które nie znają mnie zbyt dobrze (np. znajomi z uczelni) często postrzegają mnie jako "Królową Lodu". Kiedyś zapytałam ich dlaczego - okazało się, że jest to spowodowane faktem, że nie narzekam na swoje życie, nie jęczę co chwila że coś mi nie wyszło i przede wszystkim, że ciężko mnie zawstydzić i wzbudzić we mnie jakiekolwiek emocje związane z obrzydzeniem. Poza tym nie otwieram się przed każdym - kiedy przypadkiem powiem coś więcej o sobie większość ludzi najpierw jest zdziwiona, a potem mówi, że prawdopodobnie nie spodziewaliby się tego po mnie. Wbrew pozorom - wcale nie jestem taką zimną rybą.

12. Lubię ładne i zadbane kobiety. Zawsze sprawia mi przyjemność patrzenie na nie na ulicy. Nie cierpię za to 'wycacanych' mężczyzn. Wydaje mi się, że mają słaby charakter.

13. Ideał faceta? James Bond. A dokładnie Bond grany przez Pierce'a Brosnana. Generalnie lubię brunetów z ciemnymi oczami (patrz - mój partner). A Bond ma w sobie jeszcze cechy, które uwielbiam u facetów - silny, męski, odważny....

14. Gdy byłam mała chciałam być dziewczyną Bonda... Niestety nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że byłabym jedną z siedemdziesięciu...

15. Nigdy nie zdradziłabym swojego mężczyzny - to dla mnie niedopuszczalne. Bo skoro jest dobrze, to po co szukać przygód? A jeśli jest tak źle, że potrzebujesz innego mężczyzny do zaspokojenia potrzeb to dlaczego nie odejdziesz od swojego aktualnego partnera?

16. Jestem pracoholikiem. Serio. W swoją pracę wkładam naprawdę dużo energii i poświęcam jej dużo czasu. Na szczęście mój partner to rozumie, bo sam ma ten sam problem.

17. Bardzo dbam o swój wygląd. Nie jestem typem blondzi z tapetą, ale bardzo dbam o siebie - praktycznie zawsze mam delikatny makijaż, ułożone włosy, a moją obsesją są paznokcie. Nie wychodzę z domu z niepomalowanymi paznokciami albo z odpryskiem. Moja obsesja jest spowodowana tym, że mam bardzo łamliwe paznokcie i gdy nosiłam je niepomalowane w pracy bardzo często się łamały.

18. Może to zabrzmi dziwnie, ale to, w czym wyjdę ubrana danego dnia mam zaplanowane już z tygodniowym wyprzedzeniem. Co niedzielę sprawdzam pogodę i szykuję outfity na cały tydzień.

19. Mój ulubieni aktorzy to Anthony Hopkins i Tom Hanks a ulubiona aktorka - Meryl Streep.

20. Uwielbiam thrillery, nie cierpię komedii romantycznych!

21. Moje ulubione filmy to Żelazna Dama, Milczenie owiec i Hannibal - po drugiej stronie maski. Ostatnio uwielbiam też wszystko, w czym gra Tom Hanks!

22. Trzy lata temu zrobiłam sobie pierwszy tatuaż - na ramieniu, a dokładnie tam, gdzie kobiety noszą założoną na ramię torebkę. I uwielbiam go. Prawdą jednak jest fakt, że to wciąga. Kto zrobi jeden tatuaż zrobi też kolejne. Ja mam w planach jeszcze kilka. Mam nadzieję, że kolejny uda mi się zrobić jeszcze tej zimy.

23. Nigdy nie płakałam na filmach. Nie płakałam też na bajkach dla dzieci. Zgrzeszyłam, ale nie płakałam po Mufasie. Za to na Zielonej Mili i (nie wiedzieć czemu) na Skazanych na Shawshank - płakałam jak bóbr.

24. Mam ogromne problemy z ortografią. Nie jestem dysortografem ani dysgrafem, ale mam problem z zapisaniem niektórych słów zgodnie z zasadami ortografii. Swój 'problem' tłumaczę faktem, że każdy wielki geniusz ma problem z dziecinnie prostymi czynnościami :)

25. Nie widziałam większości bajek Disneya - Króla Lwa (i to tylko 1 część) widziałam dopiero na drugim roku studiów.

26. Nie wyobrażam sobie Bożego Narodzenia bez Kevina samego w domu! Co z tego, że znam go na pamięć? Od kiedy nie leci w TV w Wigilię oglądam go po kolacji przez internet.

27. Jest jeszcze jedna rzecz, bez której nie ma dla mnie ducha świąt Bożonarodzeniowych. Wiem, że to totalny chłam i kicha straszna, a o wstydzie już nie wspomnę, ale minimum raz dziennie muszę usłyszeć gdzieś (gdziekolwiek, nawet przez 5 sekund w galerii handlowej)... Last Christmas. Wiem, to piosenka o głupiej suczy, która olała i zraniła fajnego faceta który naprawdę ją kochał i nie ma nic wspólnego z Bożym Narodzeniem. Ale nawyk jest nawyk i nic na to nie poradzę.

28. Nie cierpię tabletek. Może nie jestem zapaloną przeciwniczką antybiotykoterapii, ale staram się brać jak najmniej leków. Wolę umierać z bólu brzucha, ale tabletka to dla mnie ostateczność.

29. Od liceum cierpię na migreny. W dodatku z aurą, która powoduje, że nie widzę wtedy na jedno oko. Najczęściej powoduje je... zbyt mocne światło punktowe. Noooo, wtedy to już biorę leki...

30.Na drugim roku studiów przytyłam prawie 15 kg i... dopiero wtedy moje BMI stało się prawidłowe. Wcześniej wszyscy myśleli, że mam anoreksję.

31. Moja waga była tak niska, bo miałam tak szybki metabolizm. Dopiero gdy skończyłam 20 lat mój metabolizm się unormował.

32. Uwielbiam zapach skoszonej trawy i... benzyny.

33. Cenię sobie szczerość. Zawsze szczerze mówię to co myślę, przez co część ludzi , że nie umiem się zachować.

34. Jestem strasznie racjonalna, wszystko muszę wytłumaczyć logicznie i wszystko co robię jest bardzo przemyślane.

35. Najlepiej odpoczywam czynnie - nie cierpię leżeć na plaży plackiem.

36. Może to niekobiece... ale uwielbiam golonkę z ogórkiem kiszonym i piwem.

37. Uwielbiam mieć dużo do zrobienia. Kiedy mam mało zajęć jestem przygnębiona.

38. Uwieeeeeeeeeeeeelbiam włoską kuchnię. I sushi.

39. Nigdy nie zjadłabym żaby, uważam to za obrzydliwe. Znajomi śmieją się, że prawdopodobnie mam zasadę, że nie jadam rzeczy, które preparuję.

40. Nie cierpiałam misia Koralgola - beksa z niego straszna, żeby nie powiedzieć gorzej.

41. Uwielbiam czerwone ubrania.

42. Moja szafa nie zawiera dużo ciuchów, ale jestem jedną z nielicznych (przynajmniej tych, które znam ja), które noszą wszystkie swoje ubrania.

43. Kiedyś byłam totalną przeciwniczką ślubów. Babcia mówiła, że jak poznam odpowiedniego chłopaka to mi przejdzie. Nie wierzyłam jej. Ale miała rację. Jak zawsze.

44. Nie lubię kebabu.

45. Jestem uzależniona od Coli i Pepsi. Poza tym prowadzę naprawdę zdrowy tryb życia.

46. O ile jestem totalną monogamistką - nie potrafiłabym zdradzić i wybaczyć zdrady, to jestem w stanie zrozumieć ją w związkach innych ludzi, którzy się na nią zgadzają, bo, jestem ją nawet w stanie wytłumaczyć ewolucyjnie.

47. Jeśli się zdenerwuję często krzyczę i nie jest to zależne ode mnie.

48. Jestem mistrzynią pakowania! Serio! Potafię się na zapakować na 2-tygodniowy wyjazd do niewielkiej walizki.

49. Nie lubię sztcznej skromności.

50. Jestem twarda i niczego się nie boję, gdy jestem sama. Ale niech tylko w pobliżu pojawi się mój partner - wtedy zmieniam się w delikatną małą dziewczynkę. Ale też bez przesady - nie piszczę na widok pająka.

A Wy? Opowiecie mi coś o sobie?